niedziela, 22 listopada 2020

Dziwne, ale nie wszystkie przypadki Antoniego Macierewicza

Wszyscy znamy gorliwość Macierewicza w tropieniu rosyjskiej agentury. Można się z jego strony spodziewać oskarżenia o agenturalność na podstawie tak poważnego dowodu jak znajomość języka rosyjskiego. Natomiast jedynym rzeczywistym efektem tych poczynań jest to, że większość ludzi boi się nawet  pomyśleć o rosyjskich szpiegach, by nie być posądzonymi o wiarę w spiskowe teorie i pokrewieństwo duchowe z Antonim. Działa to tak, że w sprawie przerwania gry operacyjnej przeciwko Rosjanom przez Macierewicza w 1992, opisanej w książce „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” Marcina Dzierżanowskiego i Anny Gielewskiej, będziemy się dopatrywać wszystkiego, tylko nie tego, że ów zapalony tropiciel mógł działać w interesie Rosji. Nawet człowiek podobno wykształcony, czyli Sławomir Cenckiewicz, przyjął za dobrą monetę wyjaśnienie Macierewicza, że przerwał tą grę gdyż MSW było spenetrowane przez Rosjan, więc nie rokowała ona nadziei na powodzenie i nie zadał pytania, dlaczego w takim razie nie aresztowano rosyjskiego szpiega tylko umożliwiono mu dalszą nie skrępowaną działalność. Taka sprawa postawiłaby na nogi służby w każdym kraju i mogła stanowić podstawę do stawiania bardzo poważnych zarzutów, a Polsce dowiadujemy się o niej po prawie 30 latach, bo jak można podejrzewać pierwszego tropiciela rosyjskich szpiegów III Rzeczpospolitej. I tylko niektórych zainteresuje jego dziwny upór w zwalczaniu wszelkiej działalności szkodzącej rosyjskim służbom specjalnym. Przecież mieliśmy jeszcze nalot na CEK NATO i próbę ulokowania na czele tej instytucji kogoś, którego zerowe doświadczenie miało być kompensowane bliską współpracą z Macierewiczem czyli do niego trafiałyby informacje o rozpoznanych metodach działania rosyjskich służb. 


W Newsweek ukazał się wywiad z Bogdanem Lisem, który wspomina o swoim spotkaniu z Macierewiczem w 1983 roku i o tym jak ten przekonywał do pokochania ZSRR. Było to wkrótce po słynnej, mającej wiele wersji,  ucieczce Macierewicza z internowania. Można o tym przeczytać pod tym adresem: https://natemat.pl/212483,albo-byl-agentem-kgb-albo-zwariowal-byly-opozycjonista-bogdan-lis-wraca-do-swojego-spotkania-z-macierewiczem Tu pojawia się pytanie skąd Macierewicz wiedział, że jak pokochamy ZSRR to on da nam więcej swobody. Spekulował, czy usłyszał coś takiego od Rosjan? Wyobraźmy sobie, że miała miejsce rozmowa i miała ona mniej więcej taki przebieg:

  • Ciężko macie w tej Polsce, porządnych ludzi komuniści powsadzali do obozów żeby tylko utrzymać się na stołkach
  • No tak, ale oni mówią, że to dlatego żeby uniknąć waszej interwencji
  • Jakiej interwencji, ledwo dajemy sobie radę w Afganistanie, no i po co mam ta wasza Polska z waszymi długami, tylko pomagać trzeba, ropę i jedzenie przysyłać. Popatrz na taką Finlandię, mały kraik, a czy my się wtrącamy w ich wewnętrzne sprawy? Wybierają sobie kogo chcą. My popieramy w Polsce komunistów tylko dlatego żeby w Polsce nie było chaosu, bo wtedy pomocy byśmy nie nastarczyli, a u nas już ludzie się buntują, że wszystko idzie do tej Polski i w sklepach nic nie ma
  • Zgodzilibyście się na wolne wybory w Polsce?
  • Jak najbardziej, a na dowód, że nie mamy nic przeciwko polskim patriotom to ci pomożemy, załatwimy tak żebyś nie musiał już wracać do obozu. W domu żona i córka, a każdy z nas ma żonę i wie jakie są kobiety, ot spóźnisz się na obiad i już awantura
  • Załatwicie mi zwolnienie z internowania?
  • No, nie tacy mocni to my nie jesteśmy, ale mamy trochę znajomych i możemy zrobić tak, że nikt ciebie nie będzie ścigał 

Dlaczego uważam, że taka rozmowa mogła mieć miejsce? Cóż, ulubionym celem służb specjalnych są osoby, które są skrzywdzone przez państwo, bądź za takie się uważają. Po prostu jest im łatwiej przełknąć własną zdradę. Dlatego służby szukają kontaktu z nimi. No i skąd Macierewiczowi miłość do ZSRR skojarzyła się z wolnością?

W książce Tomasza Piątka „Macierewicz i jego tajemnice” możemy przeczytać, że działania organów wyglądały tak jakby ktoś sabotował ściganie Macierewicza. Początkowo utrudniano rozpoczęcie poszukiwań, a później o zaprzestaniu zdecydowała osoba, która zajmowała się wywiadem, a nie opozycją. Tak działa ktoś kto ma wpływy, a nie ma władzy.

Również w 1983 ukazał się w Głosie, związanym z Macierewiczem, artykuł o budowie rządu w oparciu o Kościół, wojsko i Solidarność. Co sprawiło, że opozycjonista, raczej z drugiego albo i dalszego rzędu, poczuł w sobie moc?


Interesująca jest też sprawa generała Kuklińskiego. Starsi pewnie pamiętają, jak Macierewicz nazywał go bohaterem, a pozostałych oficerów zdrajcami. Robił to pomimo że generał Kukliński wielokrotnie mówił, że nie chce, by jego osoba stała się przyczyną podziałów w wojsku. Natomiast nie udało się zaobserwować jakiejś aktywności Macierewicza w celu umożliwienia generałowi Kuklińskiemu powrotu do Polski. Co ciekawe owo napuszczanie trwało nawet wtedy, gdy ważni politycy amerykańscy, między innymi Zbigniew Brzeziński, zaczęli stawiać sprawę na ostrzu noża, czyli mówić, że ich poparcie dla starań Polski o przyjęcie do NATO jest uzależnione od załatwienia sprawy. Niestety, tu się Macierewicz przeliczył, bo dla Jaruzelskiego od własnej urażonej ambicji ważniejsze było dobro kraju i sprawa została załatwiona w ekspresowym tempie. A Macierewicz nie krył swojego rozczarowania, krytykując sposób w jaki się to odbyło. 


W 1992 sejm z inicjatywy posła Korwina-Mikkego, niekryjącego obecnie swoich prorosyjskich sympatii, przyjął uchwałę lustracyjną. Macierewicz zabrał się za jej wykonywanie i jakimś cudem udało mu się odnaleźć kilka kopii pokwitowań. Przypuszczam, że pracownicy MSW potwierdzą, że  kopie dokumentów pochodzących z teczki pracy, a już w szczególności tak ważnej osoby, to nie skarpetki rozrzucane po całym mieszkaniu. Później były ekspertyzy grafologiczne i okazało się, że ich wykonanie jest niemożliwe, ponieważ są to kserokopie z kserokopii. Kilka lat temu dowiedzieliśmy się, że oryginał teczki przechowywał generał Kiszczak i że miał zamiar ją ujawnić gdy wybuchła sprawa Olina, ale zrezygnował z tego. Narażając się na podejrzenia, że mam skłonność do spiskowych teorii dziejów spróbuję to wyjaśnić. Jak wiadomo służby zajmują się pozyskiwaniem agentury, radzieckie były w tej szczęśliwej sytuacji, że mogły wymusić na władzach PRL przekazanie posiadanej przez nie. Podstawowym warunkiem powodzenia takiej operacji było jak najdokładniejsze zatarcie w polskich archiwach śladów istnienia owej agentury, a więc na pewno zniszczenie teczek pracy. Generał Kiszczak nie zniszczył tylko zabezpieczył, ale zdawał sobie sprawę, że decyzja o jej ujawnieniu może być samobójczą, stąd wahania. W dokumentach przekazanych przez wdowę Amerykanom znajduje się nie wysłany list do Wałęsy, w którym generał Kiszczak zarzeka się, że to nie od niego Macierewicz miał dokumenty. Gdyby został wysłany i trafił do adresata, to pewnie, jako dowód pośredni istnienia takiej teczki, zostałby zniszczony. Natomiast po przekazaniu Amerykanom stał się dla nich sygnałem, że ktoś dysponuje materiałami pochodzącymi z peerelowskich archiwów. I może to był rzeczywisty powód napisania i przechowywania tego listu. Tu należy zadać pytanie, skąd miał dokumenty Macierewicz.


W listopadzie 2016 roku, gdy Macierewicz był ministrem obrony, szefem sztabu Wielonarodowej Dywizji NATO w Elblągu został pewien pułkownik. Był nim do lipca 2017 roku, bo wtedy został zatrzymany gdy udawał się na umówione spotkanie z czternastolatką. Była to prowokacja policyjna. W związku z tym pojawiają się pytania: 

  • Jak to się stało, że tego rodzaju skłonności, mogące być przedmiotem szantażu, nie zostały wykryte podczas procedur sprawdzających. A może było inaczej, właśnie te skłonności zdecydowały, że objął to stanowisko.
  • Dlaczego zadbano o nagłośnienie sprawy, narażając na szwank wizerunek państwa, choć w innych podobnych przypadkach możemy mówić o bardzo daleko posuniętej dyskrecji. Kompromitowanie i niszczenie na inne sposoby jest dość charakterystyczną metodą postępowania wschodnich służb z tymi których nie udało się zwerbować. 
  • Skoro Macierewicz uzasadnił swoją decyzję z 1992 roku o wstrzymaniu gry operacyjnej przeciwko Rosjanom spenetrowaniem MSW przez rosyjskie służby, a od tamtego czasu nic nie usłyszeliśmy o oczyszczeniu, to wierząc Macierewiczowi, należałoby sprawdzić, czy owa prowokacja nie miała służyć werbunkowi. No chyba że Macierewicz nie wierzy sam sobie, albo pozostaje wierny idei nieprzeszkadzania. 

Sprawa pani Joanny Modzelewskiej. Jest to osoba związana z środowiskami prawicowymi i

kościelnymi oraz rodzinnie i zawodowo z lotniczym. W pewnym momencie zorientowała się, że
kandydat na męża, dość blisko związany z PiS i Macierewiczem przekazuje informacje o niej dalej
oraz, że niektóre osoby mające dostęp do tych informacji próbują ją kompromitować. Od asów
kontrwywiadu wojskowego dowiedziała się, że kandydat na męża pracował dla Rosjan, ale teraz on pracuje dla SKW i że może ona liczyć na wyjaśnienie sprawy dopiero za jakiś czas. Trochę zdziwiony tym, że informacje o podwójnej agenturze SKW są tajemnicą poliszynela zapytałem się, czy nie zażądali podpisania zobowiązania o zachowaniu tajemnicy przed ujawnieniem tego faktu. Okazało się, że nie. Ale dowiedziałem się też, że próbowali ugłaskać dając świecidełko w postaci medalu. Spróbujmy zrozumieć zachowanie „kontrwywiadowców”. Ja widzę dwie możliwości:
  • Założyli, że może mieć ona pewne podejrzenia co do mocodawców kandydata na męża i próbowali ją przekonać, wykorzystując uczucia patriotyczne, że nie powinna nic robić, bo teraz on jest nasz. Niestety tu jest pewien problem, ponieważ podobno z informacji dostarczanych przez kandydata na męża korzystał Macierewicz i to w celu kompromitowania. Ciekawe czy własnego szefa też przewerbowali?
  • Rosjanie nie mieli z tym nic wspólnego, a zwalali na nich, bo przedsięwzięcie było w świetle prawa nielegalne nie wspominając o wątpliwościach moralnych, jakie musi budzić wykorzystywanie uczuć w celu wejścia w pewne środowiska."
W pierwszym przypadku nasuwa się dość smutna refleksja, że tak zwane „polskie służby specjalne” zajmują się osłanianiem działań służb rosyjskich. I raczej nie należy tego wykluczać, pamiętając o zachowaniu Macierewicza w 1992 roku, gdy przerwał grę operacyjną przeciwko Rosjanom, oraz o tym, że służbami kierują jego wybrańcy.


Tu oczywiście warto by było przyjrzeć polityce kadrowej Macierewicza. Ponieważ w swojej młodości zostałem postawiony w sytuacji, w której musiałem wybierać pomiędzy własną godnością, a uległością wobec władzy i mam duże podstawy, by sądzić, że był to jeden z testów, których zdanie zdecydowało o całym moim późniejszym życiu, własne doświadczenie skłania mnie do podejrzeń, że obecność Misiewicza i jego pozycja w MON była podobnym testem. Niestety, tym razem chodziło o wyselekcjonowanie spolegliwych oportunistów. Potwierdzają to losy major Magdaleny E. z SKW, która za pomocą degradacji i innych zabiegów była skłaniania do odejścia, oraz majora Roberta Pankowskiego z ŻW. Jego pech polegał na tym, że chciał uczciwie wypełniać swoje obowiązki, a ponieważ trochę mu w tym przeszkadzali przełożeni, skontaktował się z naszym Katonem, nie on jeden dał się nabrać, czyli Macierewiczem i poinformował go o nieprawidłowościach. Uzyskał zapewnienie, że Macierewicz sam się tym zajmie i że na razie nie powinien zawiadamiać prokuratury. Rzeczywiście, chyba nawet nie jeden minister zajął się majorem i zbyt długo na to nie musiał czekać, bo pewnego dnia został aresztowany bladym świtem, a prokuratura postawiła mu zarzuty. Niestety, później prokuratura stała się mniej rychliwa i mamy sytuację dość dziwną, ale wcale nie tak rzadką w naszym kraju, gdy podejrzany składa skargi na przewlekłość postępowania i domaga się jak najszybszego postawienia przed sądem. Ciekawe w czyim interesie działa Macierewicz pozbywając się z wojska ludzi wartościowych i z charakterem w celu osłaniania nieuczciwych. Na pewno nie Polski, bo w jej interesie nie leży rozkład moralny armii. 


W czasie rządów Jana Olszewskiego głośna była sprawa rosyjskich spółek, które chciał utworzyć Wałęsa w byłych bazach Armii Czerwonej w Polsce. Na szczęście rząd rzucił się niczym Rejtan i zapobiegł utworzeniu tych przyczółków szpiegostwa, o czym wielokrotnie opowiadał Macierewicz wspominając swoje patriotyczne czyny. Tu zgodziłbym się z Macierewiczem, że przedsiębiorstwa często stanowią zasłonę dla działań wywiadowczych i mogłaby mnie zachwycać jego czujność, gdyby nie to, że dzięki Tomaszowi Piątkowi dowiadujemy się, że głównym zapleczem kadrowym pisowskiego rządu są właśnie takie siedliska szpiegów, czyli rosyjskie spółki. Ciekawe kto i jaki eliksir podaje drogiemu Antoniemu, że z dr Jekylla, będącego przeciwnikiem rosyjskich spółek, zamienia się  w Mr Hyde, będącego ich zwolennikiem.


Tłumaczenie raportu Komisji Weryfikacyjnej na język rosyjski. Każdy myślący człowiek musi być mocno tym zdziwiony, że wytrwały tropiciel szpiegów, założył, że w rosyjskich służbach nie ma nikogo znającego język polski i dlatego, by Rosjanie wiedzieli, że Macierewicz na tropie, konieczne było tłumaczenie tego raportu. Zupełnie bez sensu. Ale nabiera to sensu, jeśli pomyślimy, że chodziło nie o tłumaczenie, tylko sprawdzenie, czy w raporcie przypadkiem nie znalazło się coś, co może zaszkodzić interesom.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz