niedziela, 22 listopada 2020

Dziwne, ale nie wszystkie przypadki Antoniego Macierewicza

Wszyscy znamy gorliwość Macierewicza w tropieniu rosyjskiej agentury. Można się z jego strony spodziewać oskarżenia o agenturalność na podstawie tak poważnego dowodu jak znajomość języka rosyjskiego. Natomiast jedynym rzeczywistym efektem tych poczynań jest to, że większość ludzi boi się nawet  pomyśleć o rosyjskich szpiegach, by nie być posądzonymi o wiarę w spiskowe teorie i pokrewieństwo duchowe z Antonim. Działa to tak, że w sprawie przerwania gry operacyjnej przeciwko Rosjanom przez Macierewicza w 1992, opisanej w książce „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” Marcina Dzierżanowskiego i Anny Gielewskiej, będziemy się dopatrywać wszystkiego, tylko nie tego, że ów zapalony tropiciel mógł działać w interesie Rosji. Nawet człowiek podobno wykształcony, czyli Sławomir Cenckiewicz, przyjął za dobrą monetę wyjaśnienie Macierewicza, że przerwał tą grę gdyż MSW było spenetrowane przez Rosjan, więc nie rokowała ona nadziei na powodzenie i nie zadał pytania, dlaczego w takim razie nie aresztowano rosyjskiego szpiega tylko umożliwiono mu dalszą nie skrępowaną działalność. Taka sprawa postawiłaby na nogi służby w każdym kraju i mogła stanowić podstawę do stawiania bardzo poważnych zarzutów, a Polsce dowiadujemy się o niej po prawie 30 latach, bo jak można podejrzewać pierwszego tropiciela rosyjskich szpiegów III Rzeczpospolitej. I tylko niektórych zainteresuje jego dziwny upór w zwalczaniu wszelkiej działalności szkodzącej rosyjskim służbom specjalnym. Przecież mieliśmy jeszcze nalot na CEK NATO i próbę ulokowania na czele tej instytucji kogoś, którego zerowe doświadczenie miało być kompensowane bliską współpracą z Macierewiczem czyli do niego trafiałyby informacje o rozpoznanych metodach działania rosyjskich służb. 


W Newsweek ukazał się wywiad z Bogdanem Lisem, który wspomina o swoim spotkaniu z Macierewiczem w 1983 roku i o tym jak ten przekonywał do pokochania ZSRR. Było to wkrótce po słynnej, mającej wiele wersji,  ucieczce Macierewicza z internowania. Można o tym przeczytać pod tym adresem: https://natemat.pl/212483,albo-byl-agentem-kgb-albo-zwariowal-byly-opozycjonista-bogdan-lis-wraca-do-swojego-spotkania-z-macierewiczem Tu pojawia się pytanie skąd Macierewicz wiedział, że jak pokochamy ZSRR to on da nam więcej swobody. Spekulował, czy usłyszał coś takiego od Rosjan? Wyobraźmy sobie, że miała miejsce rozmowa i miała ona mniej więcej taki przebieg:

  • Ciężko macie w tej Polsce, porządnych ludzi komuniści powsadzali do obozów żeby tylko utrzymać się na stołkach
  • No tak, ale oni mówią, że to dlatego żeby uniknąć waszej interwencji
  • Jakiej interwencji, ledwo dajemy sobie radę w Afganistanie, no i po co mam ta wasza Polska z waszymi długami, tylko pomagać trzeba, ropę i jedzenie przysyłać. Popatrz na taką Finlandię, mały kraik, a czy my się wtrącamy w ich wewnętrzne sprawy? Wybierają sobie kogo chcą. My popieramy w Polsce komunistów tylko dlatego żeby w Polsce nie było chaosu, bo wtedy pomocy byśmy nie nastarczyli, a u nas już ludzie się buntują, że wszystko idzie do tej Polski i w sklepach nic nie ma
  • Zgodzilibyście się na wolne wybory w Polsce?
  • Jak najbardziej, a na dowód, że nie mamy nic przeciwko polskim patriotom to ci pomożemy, załatwimy tak żebyś nie musiał już wracać do obozu. W domu żona i córka, a każdy z nas ma żonę i wie jakie są kobiety, ot spóźnisz się na obiad i już awantura
  • Załatwicie mi zwolnienie z internowania?
  • No, nie tacy mocni to my nie jesteśmy, ale mamy trochę znajomych i możemy zrobić tak, że nikt ciebie nie będzie ścigał 

Dlaczego uważam, że taka rozmowa mogła mieć miejsce? Cóż, ulubionym celem służb specjalnych są osoby, które są skrzywdzone przez państwo, bądź za takie się uważają. Po prostu jest im łatwiej przełknąć własną zdradę. Dlatego służby szukają kontaktu z nimi. No i skąd Macierewiczowi miłość do ZSRR skojarzyła się z wolnością?

W książce Tomasza Piątka „Macierewicz i jego tajemnice” możemy przeczytać, że działania organów wyglądały tak jakby ktoś sabotował ściganie Macierewicza. Początkowo utrudniano rozpoczęcie poszukiwań, a później o zaprzestaniu zdecydowała osoba, która zajmowała się wywiadem, a nie opozycją. Tak działa ktoś kto ma wpływy, a nie ma władzy.

Również w 1983 ukazał się w Głosie, związanym z Macierewiczem, artykuł o budowie rządu w oparciu o Kościół, wojsko i Solidarność. Co sprawiło, że opozycjonista, raczej z drugiego albo i dalszego rzędu, poczuł w sobie moc?


Interesująca jest też sprawa generała Kuklińskiego. Starsi pewnie pamiętają, jak Macierewicz nazywał go bohaterem, a pozostałych oficerów zdrajcami. Robił to pomimo że generał Kukliński wielokrotnie mówił, że nie chce, by jego osoba stała się przyczyną podziałów w wojsku. Natomiast nie udało się zaobserwować jakiejś aktywności Macierewicza w celu umożliwienia generałowi Kuklińskiemu powrotu do Polski. Co ciekawe owo napuszczanie trwało nawet wtedy, gdy ważni politycy amerykańscy, między innymi Zbigniew Brzeziński, zaczęli stawiać sprawę na ostrzu noża, czyli mówić, że ich poparcie dla starań Polski o przyjęcie do NATO jest uzależnione od załatwienia sprawy. Niestety, tu się Macierewicz przeliczył, bo dla Jaruzelskiego od własnej urażonej ambicji ważniejsze było dobro kraju i sprawa została załatwiona w ekspresowym tempie. A Macierewicz nie krył swojego rozczarowania, krytykując sposób w jaki się to odbyło. 


W 1992 sejm z inicjatywy posła Korwina-Mikkego, niekryjącego obecnie swoich prorosyjskich sympatii, przyjął uchwałę lustracyjną. Macierewicz zabrał się za jej wykonywanie i jakimś cudem udało mu się odnaleźć kilka kopii pokwitowań. Przypuszczam, że pracownicy MSW potwierdzą, że  kopie dokumentów pochodzących z teczki pracy, a już w szczególności tak ważnej osoby, to nie skarpetki rozrzucane po całym mieszkaniu. Później były ekspertyzy grafologiczne i okazało się, że ich wykonanie jest niemożliwe, ponieważ są to kserokopie z kserokopii. Kilka lat temu dowiedzieliśmy się, że oryginał teczki przechowywał generał Kiszczak i że miał zamiar ją ujawnić gdy wybuchła sprawa Olina, ale zrezygnował z tego. Narażając się na podejrzenia, że mam skłonność do spiskowych teorii dziejów spróbuję to wyjaśnić. Jak wiadomo służby zajmują się pozyskiwaniem agentury, radzieckie były w tej szczęśliwej sytuacji, że mogły wymusić na władzach PRL przekazanie posiadanej przez nie. Podstawowym warunkiem powodzenia takiej operacji było jak najdokładniejsze zatarcie w polskich archiwach śladów istnienia owej agentury, a więc na pewno zniszczenie teczek pracy. Generał Kiszczak nie zniszczył tylko zabezpieczył, ale zdawał sobie sprawę, że decyzja o jej ujawnieniu może być samobójczą, stąd wahania. W dokumentach przekazanych przez wdowę Amerykanom znajduje się nie wysłany list do Wałęsy, w którym generał Kiszczak zarzeka się, że to nie od niego Macierewicz miał dokumenty. Gdyby został wysłany i trafił do adresata, to pewnie, jako dowód pośredni istnienia takiej teczki, zostałby zniszczony. Natomiast po przekazaniu Amerykanom stał się dla nich sygnałem, że ktoś dysponuje materiałami pochodzącymi z peerelowskich archiwów. I może to był rzeczywisty powód napisania i przechowywania tego listu. Tu należy zadać pytanie, skąd miał dokumenty Macierewicz.


W listopadzie 2016 roku, gdy Macierewicz był ministrem obrony, szefem sztabu Wielonarodowej Dywizji NATO w Elblągu został pewien pułkownik. Był nim do lipca 2017 roku, bo wtedy został zatrzymany gdy udawał się na umówione spotkanie z czternastolatką. Była to prowokacja policyjna. W związku z tym pojawiają się pytania: 

  • Jak to się stało, że tego rodzaju skłonności, mogące być przedmiotem szantażu, nie zostały wykryte podczas procedur sprawdzających. A może było inaczej, właśnie te skłonności zdecydowały, że objął to stanowisko.
  • Dlaczego zadbano o nagłośnienie sprawy, narażając na szwank wizerunek państwa, choć w innych podobnych przypadkach możemy mówić o bardzo daleko posuniętej dyskrecji. Kompromitowanie i niszczenie na inne sposoby jest dość charakterystyczną metodą postępowania wschodnich służb z tymi których nie udało się zwerbować. 
  • Skoro Macierewicz uzasadnił swoją decyzję z 1992 roku o wstrzymaniu gry operacyjnej przeciwko Rosjanom spenetrowaniem MSW przez rosyjskie służby, a od tamtego czasu nic nie usłyszeliśmy o oczyszczeniu, to wierząc Macierewiczowi, należałoby sprawdzić, czy owa prowokacja nie miała służyć werbunkowi. No chyba że Macierewicz nie wierzy sam sobie, albo pozostaje wierny idei nieprzeszkadzania. 

Sprawa pani Joanny Modzelewskiej. Jest to osoba związana z środowiskami prawicowymi i

kościelnymi oraz rodzinnie i zawodowo z lotniczym. W pewnym momencie zorientowała się, że
kandydat na męża, dość blisko związany z PiS i Macierewiczem przekazuje informacje o niej dalej
oraz, że niektóre osoby mające dostęp do tych informacji próbują ją kompromitować. Od asów
kontrwywiadu wojskowego dowiedziała się, że kandydat na męża pracował dla Rosjan, ale teraz on pracuje dla SKW i że może ona liczyć na wyjaśnienie sprawy dopiero za jakiś czas. Trochę zdziwiony tym, że informacje o podwójnej agenturze SKW są tajemnicą poliszynela zapytałem się, czy nie zażądali podpisania zobowiązania o zachowaniu tajemnicy przed ujawnieniem tego faktu. Okazało się, że nie. Ale dowiedziałem się też, że próbowali ugłaskać dając świecidełko w postaci medalu. Spróbujmy zrozumieć zachowanie „kontrwywiadowców”. Ja widzę dwie możliwości:
  • Założyli, że może mieć ona pewne podejrzenia co do mocodawców kandydata na męża i próbowali ją przekonać, wykorzystując uczucia patriotyczne, że nie powinna nic robić, bo teraz on jest nasz. Niestety tu jest pewien problem, ponieważ podobno z informacji dostarczanych przez kandydata na męża korzystał Macierewicz i to w celu kompromitowania. Ciekawe czy własnego szefa też przewerbowali?
  • Rosjanie nie mieli z tym nic wspólnego, a zwalali na nich, bo przedsięwzięcie było w świetle prawa nielegalne nie wspominając o wątpliwościach moralnych, jakie musi budzić wykorzystywanie uczuć w celu wejścia w pewne środowiska."
W pierwszym przypadku nasuwa się dość smutna refleksja, że tak zwane „polskie służby specjalne” zajmują się osłanianiem działań służb rosyjskich. I raczej nie należy tego wykluczać, pamiętając o zachowaniu Macierewicza w 1992 roku, gdy przerwał grę operacyjną przeciwko Rosjanom, oraz o tym, że służbami kierują jego wybrańcy.


Tu oczywiście warto by było przyjrzeć polityce kadrowej Macierewicza. Ponieważ w swojej młodości zostałem postawiony w sytuacji, w której musiałem wybierać pomiędzy własną godnością, a uległością wobec władzy i mam duże podstawy, by sądzić, że był to jeden z testów, których zdanie zdecydowało o całym moim późniejszym życiu, własne doświadczenie skłania mnie do podejrzeń, że obecność Misiewicza i jego pozycja w MON była podobnym testem. Niestety, tym razem chodziło o wyselekcjonowanie spolegliwych oportunistów. Potwierdzają to losy major Magdaleny E. z SKW, która za pomocą degradacji i innych zabiegów była skłaniania do odejścia, oraz majora Roberta Pankowskiego z ŻW. Jego pech polegał na tym, że chciał uczciwie wypełniać swoje obowiązki, a ponieważ trochę mu w tym przeszkadzali przełożeni, skontaktował się z naszym Katonem, nie on jeden dał się nabrać, czyli Macierewiczem i poinformował go o nieprawidłowościach. Uzyskał zapewnienie, że Macierewicz sam się tym zajmie i że na razie nie powinien zawiadamiać prokuratury. Rzeczywiście, chyba nawet nie jeden minister zajął się majorem i zbyt długo na to nie musiał czekać, bo pewnego dnia został aresztowany bladym świtem, a prokuratura postawiła mu zarzuty. Niestety, później prokuratura stała się mniej rychliwa i mamy sytuację dość dziwną, ale wcale nie tak rzadką w naszym kraju, gdy podejrzany składa skargi na przewlekłość postępowania i domaga się jak najszybszego postawienia przed sądem. Ciekawe w czyim interesie działa Macierewicz pozbywając się z wojska ludzi wartościowych i z charakterem w celu osłaniania nieuczciwych. Na pewno nie Polski, bo w jej interesie nie leży rozkład moralny armii. 


W czasie rządów Jana Olszewskiego głośna była sprawa rosyjskich spółek, które chciał utworzyć Wałęsa w byłych bazach Armii Czerwonej w Polsce. Na szczęście rząd rzucił się niczym Rejtan i zapobiegł utworzeniu tych przyczółków szpiegostwa, o czym wielokrotnie opowiadał Macierewicz wspominając swoje patriotyczne czyny. Tu zgodziłbym się z Macierewiczem, że przedsiębiorstwa często stanowią zasłonę dla działań wywiadowczych i mogłaby mnie zachwycać jego czujność, gdyby nie to, że dzięki Tomaszowi Piątkowi dowiadujemy się, że głównym zapleczem kadrowym pisowskiego rządu są właśnie takie siedliska szpiegów, czyli rosyjskie spółki. Ciekawe kto i jaki eliksir podaje drogiemu Antoniemu, że z dr Jekylla, będącego przeciwnikiem rosyjskich spółek, zamienia się  w Mr Hyde, będącego ich zwolennikiem.


Tłumaczenie raportu Komisji Weryfikacyjnej na język rosyjski. Każdy myślący człowiek musi być mocno tym zdziwiony, że wytrwały tropiciel szpiegów, założył, że w rosyjskich służbach nie ma nikogo znającego język polski i dlatego, by Rosjanie wiedzieli, że Macierewicz na tropie, konieczne było tłumaczenie tego raportu. Zupełnie bez sensu. Ale nabiera to sensu, jeśli pomyślimy, że chodziło nie o tłumaczenie, tylko sprawdzenie, czy w raporcie przypadkiem nie znalazło się coś, co może zaszkodzić interesom.  


Smoleńsk

 Ponieważ Macierewicz na pewno nie wyjaśnia przyczyn katastrofy smoleńskiej, należy się zastanowić co robi, próbując odnaleźć w jego postępowaniu zachowania charakterystyczne dla jakiegoś rodzaju ludzkiej aktywności. Oczywiście najłatwiej było by dostrzec szaleństwo, ale ja widzę dezinformację, w której szaleństwo jest jednym ze środków, oraz manipulację. 

  • Mamy mieszanie faktów, którym była mgła z dobijaniem ofiar katastrofy. Co ciekawe Macierewicz obdarzył tą mgłę przymiotnikiem sztuczna. Jeśli wymieszamy prawdę z fałszem, to większość ludzi będzie podchodzić z rezerwą nawet do tego co jest faktem.
  • Mamy też sprowadzanie do absurdu tezy o zamachu, nie tylko poprzez oryginalne eksperymenty, takie jak gotowanie parówek, ale także poprzez jej udowadniania wbrew faktom. Myślimy sobie wtedy, że jeśli Macierewiczowi nie udało się jej udowodnić przez lata, choć chciał tak bardzo, że aż brnął w absurdy dwóch wybuchów i czterech rodzajów materiałów wybuchowych to znaczy, że żadnego zamachu nie mogło być, a każdy kto myśli inaczej musi być wariatem. 
  • Podobne modus operandi możemy zaobserwować w działaniach Macierewicza dotyczących rosyjskiej agentury, której jest on najgorliwszym tropicielem. Można się z jego strony spodziewać takiego oskarżenia na podstawie tak poważnego dowodu jak znajomość języka rosyjskiego. Natomiast jedynym rzeczywistym efektem tych poczynań jest to, że większość ludzi boi się nawet o niej napomknąć, bo skoro tak zawzięty tropiciel musi się posługiwać absurdalnymi oskarżeniami, to pewnie jej nie ma i aby uniknąć posądzenia o wiarę w spiskowe teorie i pokrewieństwo duchowe z Antonim traktuje to jako temat tabu. Działa to tak, że w sprawie przerwania gry operacyjnej przeciwko Rosjanom przez Macierewicza w 1992 opisanej w książce „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” Marcina Dzierżanowskiego i Anny Gielewskiej,  będziemy się dopatrywać wszystkiego tylko nie tego, że ów zapalony tropiciel mógł działać w interesie Rosji. Nawet człowiek podobno wykształcony, czyli Sławomir Cenckiewicz, przyjął za dobrą monetę wyjaśnienie Macierewicza, że przerwał tą grę, gdyż MSW było spenetrowane przez Rosjan, więc nie rokowała ona nadziei na powodzenie i nie zadał pytania, dlaczego w takim razie nie aresztowano rosyjskiego szpiega, tylko umożliwiono mu dalszą nie skrępowaną działalność. Taka sprawa postawiłaby na nogi służby w każdym kraju i mogła stanowić podstawę do stawiania bardzo poważnych zarzutów, w Polsce dowiadujemy się o tym po prawie 30 latach, bo jak można podejrzewać pierwszego tropiciela rosyjskich szpiegów III Rzeczpospolitej. I tylko niektórych zainteresuje jego dziwny upór w zwalczaniu wszelkiej działalności szkodzącej rosyjskim służbom specjalnym. Przecież mieliśmy jeszcze nalot na CEK NATO i próbę ulokowania na czele tej instytucji kogoś, którego zerowe doświadczenie miało być kompensowane bliską współpracą z Macierewiczem
Wbrew powszechnemu mniemaniu służby specjalne dość niechętnie posługują się zamachowcami. Po pierwsze dlatego, że w niektórych przypadkach jest to niemożliwe, po drugie dlatego, że identyfikacja zleceniodawcy może być dość łatwa. Spójrzmy, jak gmatwano tropy wiodące do inspiratorów zamachu na Papieża, a i tak udało się ich ustalić. Zdecydowanie chętniej reżyserują pewien ciąg zdarzeń, który doprowadzi do określonego skutku, wykorzystując przy tym nie tylko agenturę, ale także osoby niezwiązane z nimi, których zachowania są wystarczająco przewidywalne.

Aby łatwiej było zrozumieć pokrętność działań posłużę się przykładem: jeśli jest kandydat do werbunku, to nikt nie podejdzie do niego i nie zaproponuje współpracy za określone wynagrodzenie.  Raczej znajdą dojście do męża koleżanki żony i zaproponują mu kupno futra po bardzo przystępnej cenie. Koleżanka żony zacznie je nosić, a ją samą zacznie żreć zawiść i złość na bambaryłę męża, przez którego musi się wstydzić chodząc w pięcioletniej jesionce. Mąż w takiej sytuacji z chęcią połknie przynętę w postaci dodatkowego zarobku, obdarzając swoją wdzięcznością tych, którzy go wyratowali z piekła i pozostanie im tylko umiejętne zwijanie żyłki. Zwracam uwagę, że żadna z czterech osób nie ma pojęcia w czym bierze udział, a kandydat dowie się o tym dopiero gdy połknie haczyk Dlatego analizując wydarzenia, w których mogły brać udział służby specjalne, należy zastanowić się, czy możliwe było stworzenie takiego ciągu „przypadków” który doprowadził do określonego skutku. Czy zachowania uczestników były na tyle przewidywalne, by w charakterze niezrzeszonych naturszczyków mogli odegrać swoją rolę, gdzie konieczne byłoby użycie agentury, czy scenografia była dziełem natury czy człowieka, a przede wszystkim kto mógł odnieść korzyść.

  • Każdy, komu umarł kogoś bliski na pewno pamięta te chwile zastanawiania się, czy zrobiliśmy wszystko co możliwe by go uratować. Gdy ginie on w wypadku winimy siebie, że go nie powstrzymaliśmy, bądź co gorsza namawialiśmy go do zrobienia czegoś. W takich przypadkach większość z nas poszukuje u innych potwierdzenia, że nie mieliśmy i nie mogliśmy mieć wpływu, a osoby, które nas o tym przekonują, stają się dla nas zwykle dość bliskie. Tu Macierewicz, ze swoimi teoriami wybuchu w powietrzu, odsuwa poczucie winy od każdego kto nalegał na lot bądź lądowanie, czyli staje się mu potrzebny. 
  • Lech Kaczyński nie opublikował aneksu do raportu, a jego nastawienie do dzieła Macierewicza było delikatnie mówiąc sceptyczne. Może zaczął się też zastanawiać dlaczego góra urodziła mysz, bo do takiego wniosku można dojść już po przeczytaniu raportu Komisji Weryfikacyjnej, no i po co w takim razie Macierewicz grzebał w archiwach oraz czemu miała służyć weryfikacja. Tu pewne światło może rzucić sprawa Pani Joanny Modzelewskiej. Tezy głoszone przez Macierewicza, że było to siedlisko rosyjskich szpiegów i przestępców, próbował poprzeć swoją książką „Długie ramię Moskwy: wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943 1991” Sławomir Cenckiewicz, ale udało mu się to zrobić wyłącznie w tytule. W książce natomiast możemy przeczytać, że owo długie ramie, gdy Moskwa wyraziła zainteresowanie jakimś urządzeniem, dostarczało prospekt z targów broni, próbując aresztować pułkownika Kuklińskiego, nie dość, że zrobiło to, gdy już zdążył uciec, to jeszcze na wszelki wypadek pomyliło adresy. I zdecydowanie lepiej im wychodziło ujawnianie własnych agentów Amerykanom niż werbowanie ich do współpracy. W każdym razie można powiedzieć, że ze względu na sceptyczne nastawienie jednego z braci, Macierewicz miał niewielkie szanse na znalezienie się w pierwszym szeregu polityków pisowskich i na uzyskanie takiego wpływu na Jarosława jaki ma teraz. 
  • Macierewicz zyskał także możliwość sterowania nienawiścią Jarosława Kaczyńskiego, czyli zwalczania jego rękoma wszystkich uznanych przez siebie za niewygodnych. Patrząc na scenę, w której Kaczyński oskarżał opozycję o zabicie brata odniosłem wrażenie, że próbuje on zakrzyczeć własne poczucie winy, więc ten który mu w tym pomaga ma bardzo duże możliwości
  • Jeśli Kaczyński jest przekonany, że za śmierć brata, który, jego zdaniem, tyle zrobił dla Polski, odpowiadają Polacy, to może obojętnie, a nawet i z satysfakcją, spoglądać na wszystkie szkodliwe działania rządu traktując to jako akt sprawiedliwości. 

Oczywiście pełna analiza korzyści musiałaby polegać na sprawdzeniu o obsadzie jakich ważnych stanowisk w państwie Kaczyński zdecydował pod wpływem Macierewicza.

  • Czy do katastrofy doprowadził przypadkowy zbieg okoliczności, czy też niektóre z nich nie są dziełem przypadku
  • Jak do tego doszło, że kapitanem samolotu został pilot, który nie miał wymaganych uprawnień, ale za to, jako drugi pilot był świadkiem nacisków wywieranych podczas lotu do Gruzji przez Lecha Kaczyńskiego na kapitana samolotu, czyli musiał wiedzieć co może go czekać jeśli nie postąpi zgodnie z życzeniem prezydenta? 
  • Mgła jest zjawiskiem naturalnym, ale chyba dość łatwym do przewidzenia. 36 Dowództwo Specjalnego Pułku Transportowego zaproponowało godzinę 6.00  na którą nie zgodziła się Kancelaria Prezydenta. Ostatecznie samolot wystartował o 7.27. Czy przełożenie godziny oraz opóźnienie i ich przyczyny były przypadkowe?
  • Dlaczego Macierewicz sondował osobę związaną z środowiskiem lotniczym chcąc się dowiedzieć co o katastrofie sądzą piloci? Badanie raczej powinno przede wszystkim opierać się na analizie faktów, czyli podejmował działania mało przydatne chyba, że zamierzał uprawiać propagandę lub dezinformację, bo wtedy takie sprzężenie zwrotne jest potrzebne
  • Czemu miało służyć szykanowanie tych, którzy nie wierzyli w zamach? Czy może to był taki manewr, jak z rosyjskimi spółkami, których utworzeniu zapobiegł rząd Olszewskiego, a obecnie, dzięki temu, że ktoś tak niewiarygodny jak Macierewicz to powtarzał, nikt nie widzi nic podejrzanego w tym, że takie spółki stanowią zaplecze kadrowe rządu?
  • Czy celem dezinformacji jest jedynie zdobywanie wpływu na Jarosława Kaczyńskiego, czy też możemy znaleźć w niej elementy odwracania uwagi od rzeczywistych przyczyn? Zwracam uwagę, że dodanie do mgły przymiotnika sztuczna i połączenie jej z dobijaniem ofiar powoduje, że na każdą sugestię iż została ona wykorzystana do przeprowadzenia zamachu zareagujemy uśmiechem politowania i dodamy, pewnie sztuczna, a ofiary były dobijane.
  • W jakim celu została utworzona komisja? Gdyby jej celem było wyjaśnianie czegokolwiek w jej skład weszliby eksperci. Tu zwracam uwagę, że taki dobór kadr jest dość charakterystyczny dla Macierewicza. Ludzie bez wiedzy, często bez doświadczenia i przyjmujący jego słowa za dobrą monetę. Jakie zadanie mogła mieć owa prekursorska, bo jej członkom nie zdarzyło się odwiedzić miejsca katastrofy? Najpewniej miała być tłem dla Macierewicza podążającego do z góry określonego celu
  • Spójrzmy, jak Macierewicz, początkowo obciążający Rosję, zdjął z niej jakąkolwiek odpowiedzialność. Całkiem niedawno Minister Sprawiedliwości miał pewne plany względem rosyjskich kontrolerów i sprawa ucichła, a o mały włos nie ucichł sam Ziobro. Teraz są winni mityczni zamachowcy minujący samolot wylatujący z Warszawy za pomocą czterech różnych materiałów wybuchowych w celu doprowadzenia do dwóch wybuchów w powietrzu, czyli kontrolerzy nie mogą mieć z tym nic wspólnego, bo nie zajmują się oni sprowadzaniem szczątków samolotu na ziemię. Oficjalnie jeszcze nie padło, kto stał za zamachowcami, ale nie wykluczałbym, że Macierewicz podzielił się już z prezesem swoimi „podejrzeniami”. Bo tak naprawdę ten teatr z komisją to teatr jednego widza. I Macierewiczowi jest obojętne, że to co opowiada każdy myślący człowiek uznaje za bzdury. Chodzi o to, by prezes w pierwszym akcie winiący Rosjan za śmierć brata, wyszedł z teatru z poczuciem winy z powodu tych niesłusznych podejrzeń i z nienawiścią do Polaków. O to żeby mu w głowie siedziała następująca myśl: nie zrobili tego Rosjanie, którym próbował bruździć w Gruzji, tylko ci podli rodacy, dla których jego brat zrobił tak wiele

      

      

Protesty

 Ostatnio przez Polskę przetaczają się protesty, rolników przeciwko piątce dla zwierząt, kobiet przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego i wszyscy widząc w tym szaleństwo Kaczyńskiego, który prowokuje te protesty, wyglądają końca rządów PiS i partii satelickich. Ale spójrzmy na to trochę inaczej, pamiętając o tym, że historia magistra vitae est i przypomnijmy sobie marcowe protesty studentów i inteligencji w 1968 rozpędzane przez aktyw robotniczy oraz bierność inteligencji podczas strajków robotniczych w 1970. Wtedy bez trudu dostrzeżemy, że owo szaleństwo Kaczyńskiego polega na prowokowaniu do protestów w taki sposób, że nie dość, że nie uzyskują one poparcia całego społeczeństwa, to wręcz budzą sprzeciw innych grup. Rolnicy protestują przeciwko piątce dla zwierząt, której wprowadzenie stanowi zagrożenie dla funkcjonowania ich gospodarstw i hodowli zwierząt, a pomysł ten, choć wychodzi od znienawidzonego rządu, cieszy się poparciem inteligencji, dla której zwierzęta są domownikami, towarzyszami życia, a nie źródłem dochodu zapewniającym utrzymanie. Prace nad ustawą zostają wstrzymane, ale mieszkańcy wsi pamiętają kto chciał poprzeć prawo, które wielu z nich doprowadziłoby do ruiny, więc, gdy protestują kobiety przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, a w dodatku przeciwniczki kościoła, który ma największe wpływy na wsi, to rolnicy przyglądają się temu obojętnie. W takiej sytuacji władze nie mają żadnego problemu z napuszczaniem na protestujące kobiety kiboli oraz członków organizacji faszyzujących, dając im szansę wykazania się „patriotyzmem i przywiązaniem do wiary” poprzez udział w bójkach ulicznych połączonych z niewielkim ryzykiem, bo kobiety słabsze, a prokuratura nie tylko patrzy przez palce, ale wręcz zamyka oczy. Jak widzimy dzięki „szaleństwu” mamy coś więcej niż atomizację, bo niektóre z przyczyn protestów ustawiają wręcz jednych przeciwko drugim. Kolejną korzyścią dla władzy jest to, że dzięki zawężeniu postulatów protestujących, są one obojętne dla innych i nie przyłączają się oni, więc gdy następna grupa zaczyna protestować, to ci którzy robili to wcześniej zadają sobie pytanie, a gdzie oni byli, gdy my przeciwstawialiśmy się rządzącym i pozostają w domach. 

I tu chyba pora przypomnieć fenomen Solidarności. Strajk, którego celem było przywrócenie zwolnionych do pracy, przerodził się w ogólnopolski ruch dzięki temu, że pojawiła się lista 21 postulatów zgodnych z oczekiwaniami większości społeczeństwa, nawet członków partii rządzącej, którzy wypisywali się z niej i przechodzili do Solidarności. 

Wniosek z tego wypływa następujący, aby jakikolwiek protest rokował nadzieję na powodzenie, po zjednoczeniu ludzi wokół wąskiego i zrozumiałego dla tej grupy społecznej celu, musi następować poszukiwanie tego, co może spowodować przyłączenie innych. Rolnicy protestowali przeciwko wprowadzeniu piątki dla zwierząt, kobiety sprzeciwiają się zaostrzeniu prawa aborcyjnego, ale łączy ich to, że w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z arbitralnym decyzjami podejmowanymi bez patrzenia na skutki i bez konsultacji z najbardziej zainteresowanymi. Trzeba też dostrzec to, że dzięki swoim prowokacjom władze odwracają uwagę od tego, że ich nieudolność, zaniedbania i złodziejstwo spowodowały, że ludzie umierają nie otrzymawszy pomocy, że służba zdrowia została sparaliżowana i że skutki wstrzymania leczenia innych chorób będziemy odczuwać jeszcze przez lata. A zamiast ogólnonarodowego buntu przeciwko temu, że codziennie kilkaset osób umiera, choć część z nich mogłaby żyć gdyby otrzymała odpowiednią pomoc, skupiamy się wokół problemu, który dzięki środkom antykoncepcyjnym jest tak naprawdę marginalny. Nie widzimy też, że władze podejmują kolejne kroki by wyprowadzić Polskę z UE czyli stopniowo wprowadzają nasz kraj na rosyjską orbitę